Przejdź do treści

KRYZYS W BRANŻY TŁUMACZENIOWEJ – JAKIE KROKI PODJĄĆ, ABY ZMINIMALIZOWAĆ STRATY

Artykuł na temat kryzysu w branży tłumaczeniowej

Chociaż wiadomości o rosnącej liczbie przypadków koronawirusa docierają do Polski już od stycznia, dla wielu ogłoszenie stanu zagrożenia epidemiologicznego było dużym zaskoczeniem. W nowej rzeczywistości szczególnie trudno odnaleźć się osobom samozatrudnionym – grupie, która znajduje się w wyjątkowo trudnej sytuacji z uwagi na konieczność ponoszenia opłat i jednocześnie ograniczone możliwości generowania przychodów. Bez wątpienia stoimy na granicy gospodarczej rewolucji, po przekroczeniu której nic nie będzie takie, jak przedtem. Jakie scenariusze szykuje przyszłość? Czy tysiące osób skazanych będzie na bezrobocie? Jakie kroki podjąć, aby zminimalizować straty?

AKTUALNA SYTUACJA W BRANŻY TŁUMACZENIOWEJ

TŁUMACZENIA PISEMNE VS TŁUMACZENIA USTNE

Mówiąc o branży tłumaczeniowej, należy zdawać sobie sprawę, że jest ona podzielona na dwie kategorie: tłumaczenia pisemne i tłumaczenia ustne. Szacowane skutki panującej sytuacji ekonomiczno-społecznej powinny odcisnąć mniejsze piętno na sektorze tłumaczeń pisemnych z uwagi na zdalny charakter pracy. Jednak i tutaj kryzys może dać się we znaki: wiele biur tłumaczeń działa w trybie kryzysowym, skupiając się na gaszeniu pożarów i uspokajaniu stałych klientów, co przekłada się na mniejszą liczbę zapytań i zleceń. Wielu klientów bezpośrednich z kolei, stając w obliczu kryzysu w firmowych finansach, chwilowo zawiesza zlecane dotąd tłumaczenia. Stres potęguje dodatkowo niepewność w kwestii dalszego losu branży. Nikt nie ma wątpliwości, że skutki obecnej sytuacji odczuwalne będą nie tylko przez dwa tygodnie ogłoszonego okresu izolacji społecznej, ale znacznie dłużej. W prawdziwie dramatycznej sytuacji jest jednak sektor tłumaczeń konferencyjnych, dla którego stan zagrożenia epidemiologicznego oznacza odwołanie znacznej części zleceń. Aby zrozumieć powagę sytuacji, warto wiedzieć, że tłumacze konferencyjni pracują sezonowo – sezon na konferencje, a więc i tłumaczenia ustne zaczyna się w marcu, a kończy w czerwcu. Następuje przerwa wakacyjna i maszyna rusza znowu pod koniec sierpnia, aby ostatecznie zakończyć tok działań w listopadzie. To właśnie w tym czasie tłumacze konferencyjni generują znaczną część swoich przychodów. W tym roku, do końca maja, większość konferencji, szkoleń, audytów i innych spotkań wymagających kontaktu osobistego została odwołana.

PRZYSZŁOŚĆ TŁUMACZEŃ USTNYCH

Wielu tłumaczy pisemnych obawia się, że w takich okolicznościach tłumacze ustni zaczną wykonywać tłumaczenia pisemne, zwiększając podaż na rynku usług o ograniczonym przez kryzys epidemiologiczny popycie i odbierając im potencjalne zlecenia. Jest to bardzo wątpliwy scenariusz. Miażdżąca większość tłumaczy łączy w swojej działalności obie aktywności: tłumaczenia pisemne i tłumaczenia ustne. Jednak trzeba zdawać sobie sprawę z faktu, że dla tłumaczy konferencyjnych, którzy do tej pory skupiali się na aktywności w zakresie tłumaczeń ustnych i mogliby stanowić potencjalną konkurencję, rynek tłumaczeń pisemnych jest całkowicie obcy i wejście na niego ze swoją ofertą oznacza konieczność zakupienia odpowiedniego oprogramowania, nauczenia się jego obsługi, zapoznania z obowiązującymi stawkami (którym daleko do stawek za tłumaczenia ustne) i nawiązania współpracy z całkiem nową klientelą. Innym pomysłem na dalszą karierę tłumaczy ustnych jest utworzenie całkiem nowego sektora usług tłumaczeniowych – tłumaczeń zdalnych, czy też tłumaczeń spotkań wirtualnych. Jest to odpowiedź na ten aspekt tłumaczenia ustnego, który uniemożliwia pracę w realiach dystansowania społecznego – konieczności kontaktu osobistego. Wśród zalet tego rozwiązania można wymienić z pewnością niższe koszty dla klienta, który nie musi opłacać akomodacji, transportu ani organizacji infrastruktury konferencyjnej. Warto jednak pamiętać, że dobra jakość tłumaczenia zdalnego wymaga doskonałego zaplecza technicznego, które ciężko osiągnąć w warunkach domowych, a nowa usługa na rynku potrzebuje doprecyzowanej koncepcji, szeroko zakrojonej (a więc i kosztownej) akcji marketingowej oraz solidarności zawodowej wśród tłumaczy. Bez względu na możliwe scenariusze, nie ulega wątpliwości, że obecny kryzys przetrwa grupa tłumaczy, którzy odpowiednio przygotowali się finansowo, zdywersyfikowali w swoim czasie działalność i portfel klientów i są najbardziej zdeterminowani do pozostania na rynku, niezależnie od tego, jak będzie on wyglądał w nowej rzeczywistości.

JAKIE KROKI PODJĄĆ, ABY ZMINIMALIZOWAĆ STRATY I PRZETRWAĆ KRYZYS?

Bez żadnych wątpliwości stanęliśmy w obliczu kryzysu. Jeśli zbieraliście oszczędności na tzw. „czarną godzinę”, to właśnie robi się ciemno. Przyszedł czas korzystania z nagromadzonych rezerw. W razie braku poduszki finansowej, która pozwoliłaby przetrwać najbliższe pół roku bez przychodów, warto zastanowić się nad sprzedażą zbędnego sprzętu, czy nawet samochodu i uzyskania kwoty, która pozwoli przeżyć nadchodzące miesiące. Bo kryzys zdecydowanie nie skończy się 25 marca. Nieciekawa sytuacja na rynku może potrwać i lepiej przywyknąć do tej myśli już teraz. Kolejnym krokiem jest ograniczenie kosztów prowadzonej działalności. Jest to dobra chwila, żeby zastanowić się np. nad skorzystaniem z inkubatora przedsiębiorczości, który umożliwi dalsze świadczenie usług tłumaczeniowych i wystawianie klientom faktur, i jednocześnie pozwoli nam oszczędzić 1000 zł miesięcznie na opłatach dla ZUS (suma składek ZUS w 2020 bez dobrowolnego ubezpieczenia chorobowego wynosi 1 354,64, miesięczny koszt inkubatora przedsiębiorczości to ok. 300 zł). Jeśli utrzymanie własnej firmy stanowi cel nadrzędny, dobrym pomysłem może okazać się rezygnacja z dodatkowych usług, np. prowadzenia księgowości przez zewnętrzne biuro, pozycjonowania strony przez agencję, wysokiego abonamentu telefonicznego itp.. Po zabezpieczeniu rezerwy na życie, wyeliminowaniu zbędnych wydatków i ograniczeniu kosztów, przychodzi czas na podniesienie dochodów – czyli trzeci filar zarządzania kryzysowego. W obecnej sytuacji możemy zrobić to na dwa sposoby: uatrakcyjnić ofertę tłumaczeniową poprzez dodanie nowych pozycji oraz znalezienie nowych rynków zbytu na nasze usługi. W ramach wzbogacania portfolio usług językowych można przemyśleć copywriting, contentwriting, postedycję, korektę i weryfikację, nauczanie języków, prowadzenie bloga lub vloga o tematyce językowej – wszystko zależy od osobistych preferencji i możliwości. Jeśli zaś chodzi o poszukiwanie nowych rynków zbytu, dobrym pomysłem może okazać się stworzenie strony internetowej, w razie braku jej posiadania, rozkręcenie aktywności w mediach społecznościowych, wykupienie płatnych kampanii reklamowych w wyszukiwarkach, aktualizacja CV i odświeżenie (lub nawiązanie) relacji biznesowych z biurami tłumaczeń z różnych krajów.

Kolejność i rodzaj podejmowanych działań w obliczu kryzysu zależeć będzie przede wszystkim od determinacji w zakresie dalszego świadczenia usług tłumaczeniowych. Oczywiście można zawiesić działalność (link do procedury krok po kroku) i poszukać pracy na etat. Można jednak również nie popadać w panikę i na spokojnie zastanowić się, jak zoptymalizować i przeorganizować dotychczasową strukturę w taki sposób, aby dostosować się do panujących warunków. Ostatecznie aktualna sytuacja na rynku jest przejściowa i prędzej, czy później minie. Od nas samych zależy, jak ją wykorzystamy.